Nowa polska specjalność naukowa – mechanika polityczna

Władysław Tyrański

Oddalenie przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie skargi na decyzję Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o odmowie przyznania Telewizji Trwam miejsca na tzw. multipleksie rodzi pytanie, czy w Polsce mamy już do czynienia z monopolem informacyjnym partii rządzącej. Czy nie powielamy sytuacji, kiedy konstytucja PRL mówiła, że papier gazetowy i drukarnie stanowią własność ludu pracującego miast i wsi, ale w praktyce dysponowali nimi wyłącznie funkcjonariusze PZPR?

O ograniczeniach obecnie narzucanych mediom katolickim w Polsce mówił w krakowskim Klubie Wtorkowym prof. Janusz Kawecki z Politechniki Krakowskiej, przewodniczący Zespołu Wspierania Radia Maryja, współpracownik tej rozgłośni oraz Telewizji Trwam i Naszego Dziennika. Drugim wątkiem spotkania był obecny stan edukacji w Polsce.

W obu dziedzinach, tj. w mediach i edukacji, występują, według Kaweckiego, niepokojące analogie z czasami minionymi. Kiedyś, żeby awansować w hierarchii naukowej konieczny był „brak sprzeciwu” odpowiedniej instancji partyjnej PZPR. Dziś jest podobnie, gdy chodzi o partię rządzącą, choć ów sprzeciw jest bardziej zakamuflowany i skutecznie wdrażany na przykład przez odmowę przyznania grantu na niesłuszne przedsięwzięcia naukowe. Wskutek tego widoczna jest bojaźń przed partią rządzącą. Dlatego m.in. nie było chętnych na wykonanie naukowych ekspertyz przebiegu katastrofy smoleńskiej. Polscy uczeni schowali głowę w piasek. Zaproponowanie któremuś z nich wykonanie naukowej ekspertyzy jakiegoś aspektu tej katastrofy kończyło się odmową z symptomatycznym uzasadnieniem: „ja zajmuję się mechaniką, a nie polityką”. Mamy więc nową dziedzinę wiedzy w Polsce: mechanikę polityczną. Pomysł badań eksperckich wypadku lotniczego, niezleconych przez władzę, traktowany jest przez krajowych naukowców niemal jak działalność wywrotowa.

Podobnie działa mechanizm przemocy medialnej. W przypadku odmownej decyzji dla Telewizji Trwam władza zastosowała ograniczenia administracyjne. Pozostałe sposoby umacniania monopolu informacyjnego partii rządzącej są bardziej zakamuflowane. Milcząco odmawia się racji bytu innej formule komunikowania masowego niż preferowana formuła „wszystko na sprzedaż”. Stąd podział akcentowany przez Kaweckiego na „media” i „środki wzajemnego komunikowania”. „Media” dążą – jego zdaniem – do zawładnięcia człowiekiem, do zmanipulowania i zrujnowania go. Przekaz jest dla nich towarem, a odbiorca konsumentem karmionym dla zysku informacyjną papką. Papka ta, oprócz rozrywki służącej przyjemnemu spędzaniu czasu, stwarza możliwość nieprzerwanego „lokowania produktu” – nieustannej reklamy (jawnej i ukrytej) nakłaniającej do kupowania wszelakich dóbr (rzeczy, idei, wizerunku). Nadawca góruje nad odbiorcą, którego traktuje instrumentalnie. Przeciwstawieniem dla takich mediów jest formuła „komunikowania wzajemnego” zakładająca równość stron komunikacji, „osobowe” traktowanie odbiorcy przez nadawcę, np. przez dopuszczanie na antenie do głosu każdego w każdej sprawie. Według tego kanonu, mówi Kawecki, działa Radio Maryja – radio nie tylko mówiące o modlitwie, ale modlące się wraz ze słuchaczem. Jest to rozgłośnia utrzymywana przez słuchacza poprzez wolne datki, a nie przez reklamodawców zwiększających tą drogą konsumpcję oferowanych przez nich dóbr.

Edukacja w Polsce, dowodzi Kawecki, przejmuje szkodliwe, rynkowe nastawienie. Wykształcenie coraz bardziej można sobie kupić bez względu na poziom posiadanej wiedzy. Uczniów liceów naucza się bezrozumnego rozwiązywania testów, a nie rozumienia przerabianego materiału. Podobnie jest ze studentami. Odchodzi w przeszłość osobista relacja uczeń-mistrz, która kilkadziesiąt lat temu łączyła Kaweckiego z jego mistrzem, prof. Romanem Ciesielskim z Politechniki Krakowskiej, wówczas autorytetem dla całej uczelni. Pod jego opieką Kawecki rozpoczynał w latach 60. karierę naukową w PK. Ciesielski też oceniał jego postępy. Teraz natomiast naukowca i całe uczelnie mierzy się indeksem Hirscha opartym o liczbę cytowań. Można być równie często cytowanym – przekonuje Kawecki – po opublikowaniu doniosłego odkrycia naukowego, jak i po opublikowaniu ewidentnej bzdury, którą potem prostować będą inni.

W dyskusji pojawił się wątek tzw. pluralizmu opinii w „mediach toruńskich”. W formie zarzutu padło pytanie, dlaczego nie pojawiają się tam wypowiedzi ludzi mających odmienne poglądy od uznawanych przez nadawcę. I z tak prostym pytaniem jest naprawdę kłopot. Bo równie prosta odpowiedź brzmieć by mogła: każdy nadawca ma niezbywalne prawo publikowania tylko tych wypowiedzi, które mu odpowiadają. To jednak od razu rodzi zarzuty o brak pluralizmu, jednostronność i brak tolerancji. Jak polemizować z tymi zarzutami? Pokazując na przykład, ile fundamentalnie zróżnicowanych opinii odnajdujemy w telewizji publicznej, która w odróżnieniu od stacji prywatnych, jest nadawcą zobowiązanym ustawowo do zachowania bezstronności. Wystarczy obejrzeć programy Tomasza Lisa, który jako prowadzący swój autorski program w TVP bez ceremonii bierze na siebie rolę rzecznika partii radzącej.

Media prywatne są ze swej natury stronnicze i nie można czynić im z tego zarzutu, a tym bardziej pozbawiać prawa do istnienia w imię fałszywej bezstronności nadawców opowiadających się po stronie władzy lub bezpośrednio od tej władzy zależnych.
(relacja filmowa: http://klubwtorkowy.pl/relacje-ze-spotka)

 


drewniane okna pasywne i energooszczędne

panele elewacyjne

13 grudnia, stan wojenny w małopolsce i świętokrzyskim