Głodówka w Krakowie przerwana – dalsza akcja trwa! |
Władysław Tyrański 12 dni marcowej głodówki w Krakowie przeciw ograniczeniu nauki historii w liceach pokazało, że spór o model edukacji szkolnej stał się jednym z gorących elementów konfliktu politycznego w Polsce. Przypomina to trochę rok 1980, kiedy robotnicy z gdańskiej stoczni ogłosili ówczesnej władzy żądania w imieniu całego narodu. Toteż kościół salezjanów w krakowskich Dębnikach, gdzie prowadzono protest głodowy, był dla przewijających się tam ludzi jakby Tamtą Stocznią, w której podjęto desperacką próbę obrony dobra wspólnego Polaków. Mówili o tym w krakowskim Klubie Wtorkowym (wtorek, 10 kwietnia 2012, „Imbir”, ul. św. Tomasza 35) trzej uczestnicy głodówki: Adam Kalita, Grzegorz Surdy i Leszek Jaranowski. Komentowali dwaj fachowcy od edukacji: Andrzej Waśko, doktor nauk humanistycznych z UJ, od sierpnia do października 2007 wiceminister edukacji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, oraz Jerzy Lackowski, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ, w latach 1989-2002 pierwszy po PRL „solidarnościowy” kurator oświaty w Krakowie. Wszyscy byli zgodni co do jednego: polska szkoła wymaga uspołecznienia. Oznacza to poddanie działalności edukacyjnej o wiele większej niż dotychczas kontroli obywatelskiej. Doszło bowiem do tego, że rodzice utracili wpływ na nauczanie dzieci i młodzieży. Nauczanie to odbywa się pod nadzorem licznych instytucji państwowych, nad którymi panuje ministerstwo edukacji. Realizuje ono własne plany bez oglądania się zapatrywania rodziców. Kolejna już minister edukacji w rządzie Donalda Tuska ma zanadrzu ten sam co jej poprzedniczka, jeden koronny argument: ludzie nie rozumieją zamierzeń resortu, nie są zdolni do ich oceny albo z braku kompetencji, albo ze złej woli. Celowała w takiej argumentacji przez ostatnie cztery lata minister Katarzyna Hall. Niczym też nie różni się pod tym względem jej dotychczasowa zastępczyni, a od paru miesięcy nowa minister Krystyna Szumilas. Ta ostatnia zaskoczona krakowskim protestem głodowym, przysłała głodującym w szóstym dniu głodówki pismo, w którym zaprasza ich do siebie do Warszawy, aby wyjaśnić im – jak napisała – treść rozporządzenia swojej poprzedniczki o zmianie podstawy programowej nauczania historii w szkołach. Głodujący – relacjonował Surdy – przyjęli tę propozycję z rozbawieniem. Pokazuje to olbrzymi i zasadniczy rozdźwięk między „stroną rządową” i „stroną społeczną” konfliktu, obrazowany – mówił Surdy – ustaloną od kilku lat praktyką: wy sobie mówcie, a my i tak was przegłosujemy.
Zdawałoby się, że najprostszym wyjściem byłoby odebranie szkół rządowi. Zamysł
taki ogłosił Lackowski. Pod względem formalnym jest to możliwe poprzez przejęcie
szkół od gmin przez stowarzyszenia i inne podmioty o tym charakterze.
Sankcjonuje to ustawa o systemie oświaty. Kolejnym etapem byłoby konstruowanie
przez nauczycieli własnych programów nauczania, co z kolei sankcjonowane jest
przez sławetne rozporządzenie minister Hall, które oprócz zawężenia podstawy
programowej dopuszcza jednak do stosowania autorskie programy nauczania
wykraczające poza tę okrojoną podstawę. Lackowski odwołuje się tym samym do tzw.
czarterowania szkół od państwa przez obywateli, które znamy z Europy. Pomysłem lepszym od „czarterowania” szkół wydaje się „wyczarterowanie” całego państwa, które zrealizuje oczekiwania swoich obywateli co do kształcenia kolejnych pokoleń. To idea uspołecznienia państwa polskiego, o co z kolei dopominał się Andrzej Waśko. Ustrój polityczny Polski – mówił – to w coraz większym stopniu oligarchia, gdzie za fasadą martwych instytucji demokratycznych oligarchowie psują lud, żeby nad nim łatwiej zapanować. Dobrze uczące szkoły są dla nich zagrożeniem, ponieważ mogą przyczynić się do ożywienia demokracji. Z ich woli dostęp do lepszego wykształcenia otrzymać ma 15 procent młodzieży, reszta nauczy się angielskiego i komputera, co zapewni dobrą pracę… na zmywaku. Bo polska szkoła ma – według tej koncepcji – kształcić tanią siłę roboczą dla państw Zachodu.
Waśko zwrócił uwagę na jeszcze inny aspekt owej inżynierii społecznej nazwanej
ostatnio subwersją (od angielskiego subversion). Jest to rosyjska metoda
odziedziczona po KGB podbijania innych krajów przez Moskwę. Polega na powolnym
podkopywaniu systemu społecznego podbijanego kraju, także przez wymuszoną z
zewnątrz „reformę” kształcenia i wychowania. Ujawnia to Jurij Biezmienow, były
sowiecki szpieg zbiegły do USA, którego fachowy wykład na ten temat łatwo
znaleźć w Internecie. Celem takiej „reformy” jest wyedukowanie w podbijanym
kraju kulturalnych analfabetów podatnych na propagandową manipulację, a jej
metodą zastępowanie przedmiotów szkolnych kształtujących inteligencję nauczaniem
praktycznym (marketing, gospodarowanie pieniędzmi, wychowanie seksualne). Na
takie przedsięwzięcia rosyjskie tajne służby przeznaczają obecnie niemal
wszystkie swe siły i środki. Równolegle do tych działań formuje się z ich inicjatywy Obywatelska Komisja Edukacji Narodowej. Wejdą do niej profesjonaliści z branży edukacyjnej, którzy pracować będą nad alternatywnymi dla rządowych projektami unowocześnienia systemu edukacyjnego w Polsce. Sprawa jest bardzo na czasie, ponieważ dopiero teraz przebija się do opinii publicznej fakt, iż podobnym cięciom jak program nauczania historii poddane zostały programy nauczania przedmiotów ścisłych: matematyki, fizyki, chemii. Sygnalizował to Lackowski, który z wykształcenia jest fizykiem. W jego opinii grozi to totalną edukacyjną zapaścią. To zdanie nie tylko jego. 30 marca tego roku analogiczne stanowisko przyjął Komitet Fizyki Polskiej Akademii Nauk, który uznaje rozporządzenie z 22 lutego 2012 „za wysoce szkodliwe i domaga się jego głębokiej rewizji”, a to ze względu na fakt, iż „wpłynie niekorzystnie na poziom ogólnego rozwoju intelektualnego przyszłych maturzystów, jak również spowoduje, że tylko niektórzy spośród nich będą przygotowani do studiowania na kierunkach ścisłych, co bez wątpienia wpłynie negatywnie na rozwój kraju i doprowadzi do zapaści technologicznej Polski”.
To naprawdę dramatyczny głos ostrzeżenia dla wszystkich Polaków. Klamka zapadnie
1 września tego roku, kiedy tak ostro krytykowane rozporządzenie wejdzie w
życie. Dlatego rząd Tuska postara się przeciągnąć sprawę do tej daty. Bo wtedy
licealiści zaczną przerabiać nowe programy nauczania będące kontynuacją
zmienionych również wcześniej programów gimnazjalnych. Teraz jest więc ostatni
moment, aby z jak najmniejszą szkodą dla uczniów zatrzymać lawinę zmian
wprowadzoną cichcem przez Katarzynę Hall. Jeśli nie stanie się to teraz, to za
rok, od 1 września 2013, żadnego odwrotu nie będzie – uczniowie liceum
pozbawieni zostaną w praktyce możliwości zmiany wybranego przez nich w pierwszej
klasie wąskiego profilu wykształcenia, bo nie do opanowania będą dla nich
różnice programowe między profilami realizowanymi równolegle.
|