Dziennik Polski bez przechyłu w lewo

Władysław Tyrański

W październiku zeszłego roku ze stanowiska redaktora naczelnego Dziennika Polskiego, wychodzącego w Krakowie, zwolniony został Piotr Legutko. W połowie lutego tego roku stanowisko to objął Marek Kęskrawiec. I jak przed pół rokiem Legutko, tak teraz Kęskrawiec zaproszony został do krakowskiego Klubu Wtorkowego (wtorek, 3 kwietnia 2012, „Imbir”, ul. św. Tomasza 35), aby porozmawiać o polskim rynku medialnym, a zwłaszcza o DP nazywanym pieszczotliwie przez jego miłośników „Dzienniczkiem”. Cichym zamiarem organizatorów było skłonienie go do publicznej deklaracji, że nie zrobi „Dzienniczkowi” niczego złego. I cel swój osiągnęli.

Według Kęskrawca nie grozi „Dziennikowi” połączenie z Gazetą Krakowską, przed czym ostrzegał na odchodnym Legutko. „Gazeta” to drugi lokalny dziennik wykupiony w całości przez niemiecką Grupę Wydawniczą Polskapresse. Stąd obawa, że po wykupieniu DP, co stało się w lipcu ubiegłego roku, padnie on ofiarą cięcia kosztów wydawniczych i zleje się z GK. I choć wystąpiły pierwsze tego objawy, jak od pewnego czasu, jeszcze przed nastaniem Kęskrawca, wspólny dział sportowy oraz przedruki w „Gazecie” informacji z „Dziennika”, Kęskrawiec zapewnia, że ta unifikacja nie pójdzie dalej. Co więcej, ujawnia, że warunkiem objęcia przez niego stanowiska redaktora naczelnego było dane mu zapewnienie ze strony Polskapresse, że połączenia DP i GK nie będzie. Przynajmniej za jego kadencji.

Ważna deklaracja padła też w kwestii ideologicznej. Kęskrawiec tuż po otrzymaniu nominacji powiedział miesięcznikowi „Press”: „Dziennik" to na pewno będzie wciąż konserwatywna gazeta, ale chciałbym poszerzyć spektrum poglądów, które są w niej prezentowane”. Wypowiedź ta szybko poszła „w miasto” i odebrana została jako zapowiedź bliskiego już lewicowego przechyłu „Dziennika”. Tym bardziej że jej autorem był człowiek uchodzący kręgach krakowskiej prawicy za lewaka po jego dawniejszych tekstach z Newsweeka o księżach.

Wywołało to ostrą reakcję Kęskrawca – o księżach pisał źle, demaskując jednocześnie byłego SB-eka występującego w imieniu episkopatu o zwrot majątku odebranego Kościołowi, a oskarżonego potem przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego o korupcję i poświadczenie nieprawdy. Nie uważa się więc za lewaka albo, co na jedno wychodzi, rozumie to określenie inaczej niż jego oponenci. Zaś dla pełnej jasności dodaje: „Mówią, że „Dziennik” to będzie gazeta Palikota. Ja nikogo takiego nie mam zamiaru zapraszać”.

Niemniej jednak z przyczyn ideologicznych poległ piszący w DP Stanisław Michalkiewicz, któremu Kęskrawiec wprost – choć, jak zaznacza, w sposób kulturalny – podziękował za współpracę. Zaproponował ją natomiast Janowi Marii Rokicie. Na łamach „Dziennika” pozostali Jan Pietrzak, Marcin Wolski i Janusz Korwin-Mikke – ten ostatni ograniczony z sześciu do trzech tekstów tygodniowo. Codzienny felieton pisze Włodzimierz Jurasz uchodzący za prawicowca, z którym Kęskrawiec się ideologicznie nie zgadza, ale nie zamierza się go pozbyć. I tak ma już pozostać.

Nie oznacza to końca zapowiadanego poszerzenia spektrum wypowiedzi na łamach DP. Kęskrawiec chce złożyć propozycję pisania w „Dzienniku” nowym ludziom, jak np.  Paweł Kowal, ale „gdy na nich zarobi”. Bowiem sprzedaż gazety spada, a wraz z nią przychody. Nie jest więc głównym zadaniem redaktora naczelnego zmiana ideologicznego profilu pisma, lecz zabiegi o jego sukces rynkowy. Taką też ideologię rynkową – twierdzi Kęskrawiec – wyznaje jego pracodawca Polskapresse. To nastawienie ma chronić „Dziennik” przed bezpośrednią interwencją ideologiczną wydawcy. Oby! Bo DP zawsze chciał być gazetą konserwatywną, lokalną, ale opisującą z Krakowa Polskę i świat. Tak było nawet w smutnych czasach PRL-u. Ma też na tym polu pewne osiągnięcia – ogłoszono ostatnio, że jest najczęściej cytowanym w krajowych mediach pismem regionalnym. Ciągle są jednak obawy, czy uszanuje to niemiecki wydawca.

Zaś sam Kęskrawiec zaznacza, iż jego dziennikarskim priorytetem jest prawda. Jak ją pojmuje pokazał przed samym  spotkaniem na przykładzie bolesnej dla prawicy katastrofy smoleńskiej w felietonie na temat niedawnego wysłuchania publicznego dotyczącego katastrofy, zorganizowanego przez PiS w parlamencie europejskim. Jest to ostentacyjna kpina ze zwolenników teorii spiskowych. Ma służyć tezie, iż dzięki głoszeniu takich teorii „dziś Tusk nie musi tłumaczyć się ze skandalicznego poziomu zorganizowania podróży Lecha Kaczyńskiego do Katynia ani z uległości polskich prokuratorów wobec Rosjan. Dziś premier może przed cała Europą wzruszyć ramionami i powiedzieć: dajcie spokój, przecież to szaleńcy”. Mimo tej krytyki rządu Tuska trudno nie dostrzec, że prawda o katastrofie smoleńskiej uznawana przez Kęskrawca wyklucza jakikolwiek spisek i to jest niemal prawdą objawioną, a więc niepodlegającą żadnej interwencji rozumu. Jednym słowem, Tusk robi, co chce, bo PiS-owska opozycja zachowuje się jak oszalała. Bez powodu. Tak więc, jeśli nawet w zamyśle Kęskrawca w jego tekście miało wyjść dla PiS-u dobrze, to wyszło jak zwykle.

Ostro atakowany z powodu owego felietonu Kęskrawiec bronił się, że zamieścił też w „Dzienniku” co najmniej kilka materiałów krytycznych wobec oficjalnej wersji rządowej. Wymieniał sprawy, w których DP ma inne stanowisko niż dziś prorządowe media, z jakimi w przeszłości był zawodowo związany. To m.in. reforma zdrowia, reforma emerytalna, reforma nauczania historii w szkołach, przeciwko której zorganizowano dwutygodniową głodówkę w Krakowie. „Dziennik” dał aż trzy teksty o wyjeździe organizowanym w marcu przez Klub Gazety Polskiej do Budapesztu dla poparcia rządu Orbana.

Kęskrawiec akcentuje również swoją osobistą niezależność od środowiskowych dogmatów. Mówi otwarcie, że jest oburzony odmową przyznania miejsca na pierwszym multipleksie Telewizji „Trwam”, zwłaszcza gdy miejsce takie uzyskał kanał soft-porno. Przypomina, że był jednym z pierwszych sygnatariuszy apelu o przeprowadzenie lustracji w polskich mediach. Potępia Michnika, który prowadził nieetyczną rozmowę z Rywinem, a postąpił jeszcze bardziej nieetycznie, utajniając ją na pół roku. Nie ma zaś nic do Wildsteina, który przed paru laty opublikował wydobytą z Instytutu Pamięci Narodowej listę agentów i pokrzywdzonych, za co został zwolniony z Rzeczpospolitej. Wytyka złe dziennikarstwo Monice Olejnik (TVN) i Jarosławowi Kuźniarowi (Tok FM), którzy pozwalają swojemu rozmówcy powiedzieć najwyżej trzy zdania, a potem mówią już sami.

W odpowiedzi przypomniano Kęskrawcowi cytat z Michalkiewicza: „To ważne przecie, żeby cierpieć na krzyżu, który cię nie gniecie”. „Nic z tych rzeczy – ripostował Kęskrawiec – nie czuję się cierpiętnikiem, praca redaktora naczelnego jest lżejsza niż mi się wydawało, chodzę po ulicach Krakowa uśmiechnięty”.

Nie będę taił, że tą szczerą wypoowiedzią bardzo, bardzo zachęcił mnie do objęcia jakiejś gazety.

 

drewniane okna pasywne i energooszczędne

panele elewacyjne

13 grudnia, stan wojenny w małopolsce i świętokrzyskim