Solidarność
energetyczna Unii Europejskiej nie istnieje. Liczy się wyłącznie interes każdego
kraju UE z osobna. I właśnie dlatego, porzuciwszy unijne, solidarnościowe
mrzonki, powinniśmy twardo walczyć o swoje w tej dziedzinie. To posumowanie
opinii w sprawie ograniczania naszej suwerenności przez Unię, jakie przedstawili
w krakowskim Klubie Wtorkowym (wtorek, 3 stycznia 2012) dwaj ludzie trochę się
na tym znający: Bogusław Sonik, poseł do Parlamentu Europejskiego z Krakowa,
oraz Janusz Batko, członek zarządu Instytutu Aurea Libertas, którzy
reprezentowali konkurencyjne obozy polityczne: Sonik jest europosłem z listy
Platformy Obywatelskiej, a Batko w latach 2005-2007 pracował dla rządu PiS pod
kierownictwem Piotra Naimskiego w Departamencie Dywersyfikacji Dostaw Nośników
Energii Ministerstwa Gospodarki RP.
Pocieszające jest
to, że Sonik – wbrew manierze, jakiej ulegają politycy PO – nie zaprzeczał
realiom, a Batko – wbrew prawicowemu uniesieniu – tych realiów się trzymał.
Chodzi o nasze bezpieczeństwo energetyczne mocno nadszarpnięte po uruchomieniu
Gazociągu Północnego, a zagrożone dodatkowo przez tzw. pakiet klimatyczny UE.
Czy w tej niekorzystnej dla nas sytuacji cokolwiek możemy jeszcze zrobić?
Okazuje się, że
tak. Bo choć Gazociąg Północny powstał – przekonywał Sonik – to w UE nie zanikło
wspólnotowe myślenie o bezpieczeństwie energetycznym całej Unii. Dowodem jest
fakt, iż budowa gazociągu nie została wsparta żadnymi unijnymi funduszami. Unia
wtrąciła się też do naszej umowy gazowej z Rosją, wymuszając korzystną dla nas
korektę.
Rozpoczęła się
rozgrywka – mówił Sonik – o ustalenie warunków wydobycia polskiego gazu
łupkowego. Przeciwdziała temu „lobby nuklearne” (Francja) i „lobby gazowe” (Rosja).
Jednak Unia dała nam dobry sygnał. Po debacie w marcu 2011 roku komisarz ds.
energii Komisji Europejskiej Gunter Oettinger oświadczył, iż każdy kraj
wydobywający gaz łupkowy nadzorował będzie to wydobycie samodzielnie, oraz że do
ochrony środowiska przed zagrożeniem, jakie stwarza wydobycie tego gazu
wystarczające są przepisy krajowe. Ten głos KE wzmocniony będzie w maju-czerwcu
komunikatem Komisji, która zamówiła w belgijskim instytucie prawniczym analizę
ustawodawstwa krajów europejskich pod kątem skuteczności ochrony środowiska po
rozpoczęciu eksploatacji gazu łupkowego. Analiza ta kończy się wnioskiem, iż
badany stan prawny różnych krajów należycie zabezpiecza środowisko naturalne
przed spodziewanymi skutkami wydobycia. W tym samym kierunku działa Sonik, który
jest sprawozdawcą raportu PE o środowiskowych aspektach procesów szczelinowania
hydraulicznego łupków gazonośnych. Raport będzie gotowy za kilka miesięcy, ale
Sonik już dziś zapowiada, że obali w nim mity rozpowszechniane przez
przeciwników szczelinowania. Będzie też starał się ograniczyć propozycję
zgłoszoną przez jeden z niemieckich landów, aby dla każdego odwiertu opracowana
została analiza oddziaływania na środowisko. Wiadomo, że analizy takie mogą
znacznie odwlec wydobycie, bo ich wykonanie jest dość czasochłonne. Ponadto zaś
na obszarze jednego hektara wykonuje się niekiedy aż kilkanaście odwiertów.
Dlatego, jeśli zostanie usankcjonowany przez UE obowiązek opracowania takich
analiz, na pewno należy objąć nim nie każdy odwiert.
Oprócz wydobycia
gazu łupkowego drugim polskim narodowym problemem staje się tzw. pakiet
klimatyczny – zobowiązanie krajów UE do zmniejszenia do 2020 roku o 20 proc.
emisji gazów cieplarnianych (w tym dwutlenku węgla), zmniejszenia o 20 proc.
zużycia energii dzięki wydatnemu zwiększeniu efektywności zużycia oraz
zobowiązanie do zwiększenia udziału w tym zużyciu do 20 proc. energii ze źródeł
odnawialnych. Będzie nas to drogo kosztować. Dość powiedzieć, że na sam zakup
praw do dodatkowej emisji CO2 polskie firmy energetyczne wydać muszą już w 2013
roku blisko 3 mld zł, a modernizacja polskiego sektora energetycznego do 2020
roku kosztować ma 300-400 mld. Według prognozy Polskiego Komitetu Energii
Elektrycznej w wyniku realizacji pakietu klimatycznego cena energii elektrycznej
kupowanej od producentów wzrośnie o 60 proc. w stosunku do ceny kalkulowanej bez
doliczania kosztów polityki klimatycznej Unii.
Musimy walczyć o
zmianę pakietu klimatycznego – przekonywał Batko. Warunek: powinniśmy dokładnie
wiedzieć, czego chcemy i do tego Unię nakłaniać. Trzeba, po pierwsze, pokazywać
małą efektywność bardzo ambitnego planu UE zmniejszenia emisji gazów
cieplarnianych aż o 20 proc., gdy nie czynią tego najwięksi emitenci, jak Chiny
i USA, a udział UE w całej światowej emisji CO2 wynosi zaledwie 15 proc. Po
drugie, należy powtarzać unijnym urzędnikom, że pakietem klimatycznym objęte
zostały bardzo różnorodne kraje, jak Szwecja, która w swoim bilansie
energetycznym ma 47 proc z tzw. energii odnawialnej, a Polska tylko 12 proc. Po
trzecie, musimy zabiegać o darmowe przydziały na emisję dwutlenku węgla z tytułu
i tak koniecznej modernizacji naszych elektrowni węglowych. W tej sprawie
racja jest zdecydowanie po naszej stronie. Bo jeśli sprawność cieplna elektrowni
węglowej wskutek jej modernizacji wzrasta z 20 proc. do 50 proc., nie ma
wątpliwości, że wydatnie oszczędza to środowisko. Ale żadnego bonusa od Unii z
tego tytułu nie otrzymujemy. Unia nagradza darmowymi przydziałami praw do emisji
CO2 jedynie tych, którzy zamienią opalanie węglem w tradycyjnej elektrowni na
opalanie gazowe. A Niemcy – zauważył Batko – będą już wkrótce miały nadmiar gazu.
Stąd nauka, że kto się w Unii nie upomina, ten na pewno nie dostanie. Udało się
na przykład uzyskać obniżkę wskaźnika udziału energii odnawialnej w polskim
pakiecie klimatycznym z 20 na 15 proc. Stało się to – jak twierdzi Batko –
głównie dzięki zabiegom wiceministra gospodarki Piotra Woźniaka, który
negocjował z Brukselą zobowiązania Polski zaakceptowane później przez UE i
podtrzymane przez rząd Tuska.
I to właśnie Piotr
Woźniak, w latach 2005-2007 minister gospodarki w rządach Marcinkiewicza i
Kaczyńskiego, a od grudnia 2011 główny geolog kraju i wiceminister w resorcie
ochrony środowiska w rządzie Tuska ma być naszym mężem opatrznościowym. Uchodzi
za dobrego fachowca od wydobycia gazu, potrafi rozmawiać z Brukselą, a co
ważniejsze wydaje się uodporniony na polskie polityczne zawieruchy, jeśli
potrafił być ministrem u Kaczyńskiego, a teraz u Tuska. Oby tylko nie poszedł w
ślady Sikorskiego. Władysław Tyrański.
Władysław Tyrański
|