Czy my zwolennicy PO i PiS musimy się nienawidzić? , Czy jest między nami możliwa normalna, merytoryczna dyskusja?, Czy tę nienawiść i pogardę da się przezwyciężyć i kto na nich korzysta?” |
Spotkanie z dr Barbarą Fedyszak-Radziejowską, prof. Andrzejem Nowakiem, prof. Januszem Majcherkiem i Bartłomiejem Sienkiewiczem. Czy możliwa jest normalna rozmowa między zwolennikami Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości? Tak, ale wąskim gronie. Szersza konfrontacja poglądów dowodzi, że ludzi obu ugrupowań dzieli katastrofalna przepaść. Oto podsumowanie spotkania w krakowskim Klubie Wtorkowym (29 listopada 2011), gdzie przez dwie godziny rozmawiali ze sobą ludzie ze środowiska PO (publicyści Bartłomiej Sienkiewicz, Janusz Majcherek) i PiS (profesorowie Barbara Fedyszak-Radziejowska, Andrzej Nowak). Ta rozmowa, poza kilkoma gorącymi wtrąceniami z sali, przebiegała w miarę normalnie, lecz pokazała niezbicie, że tzw. normalny dyskurs publiczny z udziałem obu środowisk jest w dzisiejszej Polsce absolutnie niemożliwy. Przyczynę wskazała prof. Fedyszak-Radziejowska.
To – według niej – socjotechniczna eksploatacja nienawiści i pogardy do opozycji
przez dominujący ośrodek polityczny. Uosabiająca ten ośrodek Platforma
Obywatelska chce pozbawić PiS-owską opozycję jakikichkolwiek zwolenników i to na
zawsze. Jako narzędzie stosuje stygmatyzaję, tj. naznaczenie przeciwnika
nienawiścią i pogardą. I osiąga to na przykład przez wyszydzanie poglądów ludzi
PiS-u (zamiast podjąć z nimi rzeczową polemikę), publiczne poniżanie osób
znaczących z tego kręgu (zamiast traktować je jak równe sobie), uporczywe
dowodzenie, że PiS to osobnicy w podeszłym wieku, mało wykształceni i ze wsi
(zamiast skupiać się na ich poglądach). Tak naznaczony PiS nie powinien – w
zamierzeniu wyznawców owej socjotechniki – znaleźć wśród Polaków absolutnie
żadnych nowych zwolenników, nawet po oddaniu władzy nad Polską przez Platformę. Odpowiadał Sienkiewicz: „By przezwyciężyć nienawiść między PO i PiS nie ma sensu wyliczać, kto kogo bardziej boleśnie wali łopatką po głowie”. Według niego trzeba zauważać raczej naganne zachowania po własnej stronie barykady i próbować zrozumieć drugą stronę konfliktu. Dlaczego więc ludzie PO ulegają negatywnym emocjom wobec PiS? Bo nie mogą znieść ciągłego przypominania przez PiS narodowych klęsk, traumy komunizmu, straszenia zagrażającym nam, odradzającym się jakoby kondominium niemiecko-rosyjskim. Na to właśnie ludzie reagują furią, bo dziś nie chcą pamiętać, że ich przodkowie byli kiedyś na skutek rozbiorów niewolnikami. Nie chcą tego wysłuchiwać, ponieważ budzi to u nich głęboki lęk, a ten z kolei prowadzi do nienawiści wobec głosicieli takich wiadomości. W sukurs Sienkiewiczowi przyszedł Majcherek. Jego zdaniem wielkiej nienawiści w Polsce nie ma, a sposobem na przezwyciężenie występującej „niechęci” może być „odpolityzowanie”, czyli wyłączenie z konfliktu politycznego wybranych fragmentów rzeczywistości, jak kultura czy religia. Stać się tak może z naszej woli – dowodził – a jeśli tego nie uczynimy, nadal będzie tak jak jest. Zgromadzony lud pisowski przyjmował tę mowę nieprzyjaznymi pokrzykiwaniami. Łagodziła je pani profesor apelem o nieuleganie wszechobecnej, partyjnej socjotechnice. Był to zarazem apel do mediów o nieeksploatowanie narodowych traum w interesie swoim lub władzy, ale o ich rozładowywanie, tak jak robili to Amerykanie po upokorzeniu ich atakiem z 11 września 2001 roku. Nakręcili o tym kilka filmów o masowym zasięgu. A u nas stało się zupełnie odwrotnie. Jeden z nielicznych filmów o katastrofie smoleńskiej „Mgła” nie przebił się do mediów publicznych i stał się filmem „niszowym” dla małych kręgów odbiorców, co zamiast rozładować traumę po wypadkach z 10 kwietnia 2010 roku, jeszcze ją wzmogło. W podobnym tonie wypowiadał się Nowak. Dla przezwyciężenia panoszącej się w Polsce nienawiści w życiu publicznym potrzebna jest rzeczowa debata między zacietrzewionymi antagonistami. „Bo może dzięki temu – mówił Nowak – ta nienawiść nam przejdzie”. Ale z tej debaty nie można wykluczyć z góry pewnych spraw traktowanych przez dominującą partię jak zbędny i denerwujący balast, do czego PO ma bardzo wyraźne skłonności. Trzeba wziąć pod uwagę otaczającą nas rzeczywistość. W PiS-ie – przekonywał Nowak – czasem pochopnie szerzy się przekonanie o podziale Polaków na dwa narody – naród patriotów z PiS i naród zdrajców z PO. Ale to nie unieważnia uzasadnionych obaw o powtórkę z historii, która może wydarzyć się dzisiaj. Stąd pytanie, czy kondominium niemiecko-rosyjskie nad Polską to tylko dydaktyczna opowiastka z przeszłości, czy realna dzisiaj wskazówka, że trzeba walczyć o samodzielne miejsce Polski w świecie. Czy katastrofa smoleńska to powód do groteskowo-operetkowej konfrontacji z potężną, putinowską Rosją, do czego rzekomo namawia Kaczyński, czy realny sygnał alarmowy w sytuacji zagrożenia ze strony niechętnego nam od wieków, silnego państwa o autorytarnym ustroju. Nie da się tych pytań unieważnić w imię
narodowej zgody, gdy przypominanie historii tak denerwuje ludzi Platformy, a
nawet doprowadza ich do furii – jak wyznał Sienkiewicz. Przez takie
unieważnianie istotnych kwestii narodowych straci się kontakt z rzeczywistością
i popada w społeczno-polityczną fikcję. Podobnie jest z postulatem
„odpolityzowania” pewnych dziedzin życia. Cofnęlibyśmy się tym samym do fikcji
PRL-u – dowodziła Fedyszak-Radziejowska, czyli państwa, w którym udało się
„odpolityzować” kilka dziedzin życia, w tym przede wszystkim religię, no i –
dodajmy – samą politykę.
|