Ten okropny Zyzak

Władysław Tyrański

Ostatnia książka Pawła Zyzaka „Gorszy niż faszysta” to w dużej mierze książka na temat… Pawła Zyzaka. W związku z tym rodzi się pytanie, czy autor aby nie popadł w megalomanię i nie raczy nas niezdrowym owocem swej wybujałej osobowości? Czy nie chce przypadkiem przerosnąć Lecha Wałęsy, którego biografia, napisana dwa lata temu, przyniosła mu rozgłos i uczyniła na pewien czas wrogiem publicznym numer jeden w Polsce? Promocja „Gorszego niż faszysta” w krakowskim Klubie Wtorkowym (wtorek 7 lutego 2012) rozpoczęła się od poruszenia tych właśnie kwestii.
I choć – jak twierdzi Zyzak – Gazeta Wyborcza napisała, że „Gorszy niż faszysta” liczy 650 stron druku, czyli więcej niż biografia Wałęsy, to nie należy temu wierzyć, bo to nieprawda. W rzeczywistości „Gorszy niż faszysta” ma „zaledwie” 560 stron druku, co wskazuje, że GW chętnie ustawiłaby Zyzaka w roli zapatrzonego w siebie narcyza pragnącego przerosnąć Wałęsę dzięki napisaniu grubszej książki o sobie niż o nim. Sam Zyzak nie sprawia takiego wrażenia.

A jednak jest z nim pewien kłopot. Tak przedtem, tj. przed napisaniem biografii Wałęsy, jak i teraz, niezbyt przejmuje się on tym, co się dzieje wokół jego osoby. Ściślej mówiąc obchodzi go to jedynie jako rzeczywistość w wymiarze historycznym, tj. jako ciąg wydarzeń składających się później na narrację historyczną tworzoną przez zawodowego historyka. Dlatego w „Gorszym niż faszysta”, opisując wydarzenia, w których sam bierze udział, pisze o sobie w trzeciej osobie liczby pojedynczej. Wydaje się to dziwaczne, ale niepozbawione logiki – przecież historyk wznieść się musi ponad opisywaną rzeczywistość, nawet gdy ją współtworzy. Tak pisał również biografię Wałęsy, co wywołało oburzenie tzw. salonu i istną furię samego Wałęsy.
Ale toby było pół biedy. Gorzej że ta „metoda Zyzaka” wzbudziła wątpliwości i po drugiej stronie barykady. Nastąpiło starcie z Piotrem Gontarczykiem, znanym historykiem z Instytutu Pamięci Narodowej. Gontarczyk, doktor historii, wytykał magistrowi historii Zyzakowi błędy warsztatowe, a przy okazji ganił, że Zyzak zachowuje się tak, jakby nie wiedział, gdzie żyje, bo w jednym z wywiadów na pytanie o skutki jego książki dla IPN odpowiedział mniej więcej, że mało go to obchodzi, co jest dowodem na jego skrajny brak odpowiedzialności. Gontarczyk dodawał, że książkę należało „solidnie przemyśleć i zweryfikować”.

Nie zabrzmiało to najlepiej, bo podobne frazesy głosili wówczas ludzie broniący dziewictwa Wałęsy wbrew oczywistym faktom, potwierdzonym m.in. również przez Gontarczyka. Recenzja Gontarczyka – pisze dzisiaj Zyzak – stworzyła dogodną sytuację do medialnego ataku na niego ze strony władzy, ataku, który pozbawił go dobrego imienia, czci i środków do życia. Gontarczyk zaś, recenzując „Gorszego niż faszysta”, utrzymuje konsekwentnie (Uważam Rze 2/49/2012), iż Zyzak nie powinien jako zawodowy historyk opisywać wydarzeń, które sam współtworzył.

Wygląda to, niestety, jak odbieranie prawa do zabrania głosu, bo… we własnej sprawie. Co jednak uczynić, gdy w tej sprawie nie wypowiada się nikt inny?
Odpowiedziawszy sobie na to pytanie, Zyzak ze stoickim spokojem osobiście walczy o swoje. W „Gorszym niż faszysta” opisał drobiazgowo nagonkę, jaką zorganizowały przeciwko niemu prowałęsowskie media po ukazaniu się książki „Lech Wałesa. Idea i historia”. W efekcie zaczęło się mówić wtedy o „sprawie Zyzaka”, co oznaczało, że za pojawienie się nieprawomyślnej książki powinien ponieść karę zarówno jej autor, jak i państwowe instytucje, z którymi miał cokolwiek wspólnego: IPN, gdzie pracował czasowo na podrzędnym stanowisku obsługującego kserograf, oraz Uniwersytet Jagielloński, gdzie obronił pracę magisterską z historii stanowiącą zalążek jego późniejszej książki. Opis „sprawy Zyzaka” ukazuje wszystkie wątki tej nagonki, demaskując hipokryzję haseł o wolności słowa panującej jakoby w Polsce.

Zainteresowanych szczegółami odsyłam do „Gorszego niż faszysta”. Teraz dość powiedzieć, że autor nieprawomyślnego dzieła został ukarany wielorako: media odarły go z czci i wiary, a dodatkowo, również dzięki nim, pozostał bez pracy. Z konieczności zatrudnił się jako „wózkowy” w hipermarkecie w Bielsku-Białej, gdzie karnie przepracował pięć miesięcy, wyładowując towar na półki. Potem było już lepiej – Zyzak został stypendystą The Institute of World Politics oraz The Albert Shanker Institute – American Federation of Teachers, uczestnikiem Cold War Studies Program na Uniwersytecie Harvarda.
Dzisiaj, co ważne, Zyzak nie kreuje się na męczennika za prawdę. Chce być raczej enfant terrible wśród polskich historyków. Ma własne zdanie w wielu zasadniczych kwestiach i nie zamierza tego zdania ukrywać. Pragnie – jak twierdzi – aby politycy na najwyższych stanowiskach państwowych czuli na swoich plecach oddech historyków, którzy niemal na bieżąco rejestrować powinni najważniejsze wydarzenia wchodzące do narodowej narracji historycznej.

Zyzak bezlitośnie rozprawia się z Solidarnościowymi mitami. Na pytanie o jego konfrontację z Wałęsą odpowiada: a kto to taki? To – mówi – pospolity, nieskomplikowany człowiek o ubogiej osobowości, którym zainteresowałem się, żeby odpowiedzieć na pytanie, jak mógł on zyskać większe uznanie Polaków niż naprawdę mający coś do powiedzenia inni przywódcy Solidarności, jak Gwiazdowie czy Anna Walentynowicz.

Na dowód podaje nowe informacje potwierdzające te słowa. Według niego w IPN znajduje się ok. 200 dokumentów, nieznanych jeszcze szerszej opinii, składających się na analizę zachowania Wałęsy sporządzoną przez Biuro Ochrony Rządu w okresie jego internowania po 13 grudnia 1981 w Arłamowie. Z tej dokumentacji, którą Zyzak jako jeden z nielicznych już przeglądnął, wyłania się Wałęsa jako człowiek przygnębiony, zaskoczony biegiem wydarzeń, kompletnie zagubiony, przyznający rację Jaruzelskiemu co do konieczności wprowadzenia stanu wojennego. Na pytanie, czy materiały te mówią coś o odmowie Wałęsy kontynuowania działalności Solidarności pod jego przywództwem po 13 grudnia 1981, Zyzak odpowiada, że ze względu na ówczesny stan psychiczny Wałęsy propozycja taka ze strony Jaruzelskiego mogła w ogóle nie paść. Trochę to zaskakujące, zważywszy, że – bez względu na przeszłość Wałęsy – jego niezłomna postawa podczas internowania uznawana była powszechnie za objaw prawdziwego heroizmu.

Zyzak ma też własny osąd polskiej teraźniejszości. Jego zdaniem, co dostrzega z perspektywy amerykańskiej, polskie środowiska prawicowe inicjują obecnie bardzo owocne dyskusje na tematy społeczno-polityczne w przeciwieństwie do jałowych dywagacji w Platformie Obywatelskiej i środowiskach do niej zbliżonych. Nawet Andrzej Wajda kręcący hagiograficzny film fabularny o Wałęsie czyni to jakby z przymusu. Praca myślowa na prawicy – twierdzi Zyzak – której w kraju nie doceniamy, a która widoczna jest z zewnątrz, przyniesie pożądany efekt. Trzeba tylko spokojnie robić swoje. I powołuje się na swój przykład: mimo gromów nad jego głową, po dwóch latach „sprawa Zyzaka” kończy się happy endem. Został amerykańskim stypendystą, wydał kolejną książkę w dobrym wydawnictwie (Zysk i S-ka), pisze doktorat, a na dodatek Sąd Najwyższy oddalił powództwo stronników Wałęsy przeciwko krakowskiemu Wydawnictwu „Arcana”, które ośmieliło się wydać przed dwoma laty jego obrazoburczą biografię Wałęsy.

Władysław Tyrański


 

drewniane okna pasywne i energooszczędne

panele elewacyjne

13 grudnia, stan wojenny w małopolsce i świętokrzyskim